Jeśli go nie kochasz - będzie robił wszystko, by Cię zdobyć. Jeśli Go kochasz - zostawi Cię. Jeśli ubierzesz się ładnie - nazwie Cię cnotką. Jeśli ubierzesz się seksownie - nazwie Cię dziwką! Jeśli do Niego zadzwonisz - uzna, że się narzucasz. Jeśli to On do Ciebie zadzwoni - uzna, że powinnaś być zaszczycona. Jeśli się z nim kłócisz - mówi, że jesteś uparta. Jeśli siedzisz cicho - mówi, że nie masz własnego zdania. Jeśli się z nim nie prześpisz - uzna, że go nie kochasz. Jeśli to zrobisz - uzna, że jesteś łatwa. Jeśli powiesz mu o swoich problemach - pomyśli, że jesteś słaba. Jeśli mu nie powiesz - pomyśli, że mu nie ufasz. Jeśli będziesz mu robić wymówki - powie, że nie jesteś jego matką. Jeśli to on będzie Ci robił wymówki - powie, że "dba" o Ciebie. Jeśli nie dotrzymasz danej obietnicy - straci do Ciebie zaufanie. Jeśli to on złamie dane słowo - to na pewno przez Ciebie. Jeśli Go zdradzisz - powie, że to koniec. Jeśli to On zdradzi - powie, że każdy zasługuje na drugą szansę.
I nikt mnie nie zatrzymywał, nikt nie powiedział "zostań", nikt za mną nie pobiegł, więc poszłam.
Boje się, że przestanie się starać o naszą przyjaźń. Że zrezygnuje, bo tak trudno mnie zrozumieć, bo jestem taka uparta i taka trudna.
Facet ma stymulować. Sprawiać, że się czerwienisz. Zapewniać rozrywkę intelektualną. Podkręcać atmosferę, nie zgadzać się z Tobą, rzucać Ci wyzwania. Ma słuchać uważnie i dać Ci się wypowiedzieć. Ma Cię rozśmieszać i sprawiać, żebyś czuła się ważna.
Mam wrażenie, że nasza przyjaźń nie jest już taka jak kiedyś. Może za bardzo go zawiodłam. A może po prostu już tak bardzo nie poprawiam mu humoru swoją osobą jak na początku. Teraz to chyba mogę jedynie go odpychać przez to jaka jestem. Nasze rozmowy chyba już nie sprawiają mu tyle radości, ale w sumie się nie dziwię, nie taką mnie przecież poznał. Czasami myślę, że ma mnie już dość, ale nie wie jak mi to powiedzieć. Gdyby wiedział, że jest dla mnie ważny, że jest moim najlepszym przyjacielem, że nie chcę go stracić. Tylko chyba nie potrafię mu tego okazać, ciągle go od siebie odsuwam, boję się znów zaufać ludziom. Może nie zdaje sobie sprawy, że jest dla mnie ważny, może myśli, że to ja mam go dość, chociaż wcale tak nie jest, może myśli, że skoro ciągle coś od niego chcę wykłócając się to pewnie myśli, że nie uważam go za przyjaciela. Jak bardzo się myli. Czasami chciałabym przepisać z nim cały dzień od wczesnej godziny, pokazać mu, że jestem i będę w przeciwieństwie do innych ludzi, że może na mnie liczyć, że zawsze może mi wszystko powiedzieć. Ale przecież on ma też swoje życie, swój świat, kolegów, ma do tego prawo, nie mogę mu wchodzić z butami w życie, zajmować cenny czas, który może chciałby przeznaczyć na coś innego, przecież jestem tylko jego marną przyjaciółką, która bardzo lubi spędzać z nim czas.
Boję się tego, że będę zwykłym, szarym człowiekiem. Boję się stracić ludzi, których kocham. Boję się, że kolejny raz mi się to przydarzy. Boję się kiedyś obudzić i zdać sobie sprawę z tego, że nikogo już przy mnie nie ma.
Wiesz
kiedy jest prawdziwa miłość? Wtedy, gdy on zakocha się w Tobie potarganej, z
czerwonym nosem i zachrypniętym głosem, a nie gdy będziesz szła po mieście w
niebieskiej sukience i obejrzy się za Tobą jak sto innych facetów. Wtedy, gdy
nie będzie cenił Cię za to jak wyglądasz, ale za to jaka jesteś i kiedy
uświadomi sobie, że dajesz mu więcej emocji niż gra komputerowa.
Wcale nie chodzi o fizyczność, o namiętne pocałunki i dotyk, który sprawia, że masz gęsią skórkę na całym ciele. To wszystko jest ważne, ale nie najważniejsze. Chodzi o to, żeby mieć w drugiej osobie partnera, kogoś, kto Cię wspiera bez względu na wszystko, kto Cię zrozumie, nawet jeśli ma odmienne zdanie. Chodzi o to, żebyście dyskutowali, kłócili się, bronili swoich poglądów, żebyście poznawali swoje pasje, nie zamykali się w czterech ścianach, ma być ciekawie, ma się dziać. Chodzi o to, by spotkać taką osobę, która sprawi, że będziesz chciał być lepszym człowiekiem. I która Ci w tym pomoże.
Bo widzisz, prawdziwa przyjaźń nie kończy się nigdy. Nic nie jest w stanie jej zachwiać , żadne kłótnie, wątpliwości czy inne problemy. Nawet odległość nie może być przyczyną do jej zerwania. Kilometry nie są dobrą wymówką do zakończenia znajomości. Bo gdy zależy Ci na kimś, starasz się, niezależnie od tego, co was dzieli. Najważniejsze jest to, co was łączy.
Dziękuję Ci, że znosisz moje humory, prowokacje, złość, wredność, głupotkę (tą mniejszą i większą też), ironię, zazdrość, złośliwość, nie przytulanie od razu, smutne momenty, narzekanie, wymyślanie czegoś co jest głupie, robienie czegoś bez przemyślenia. Dziękuję, że znosisz to, czego nie sposób czasem znieść. Czasem tego jest tak dużo, a Ty jednak nie przestajesz mnie lubić.
Najbardziej bolą wspomnienia, którymi dławię się każdego wieczoru. Nie, nie te nieprzyjemne, tylko te najlepsze, właśnie te bolą najbardziej, bo najgorsza jest świadomość, że minęło coś pięknego, co już więcej nie będzie miało szansy się powtórzyć.
Są takie sms-y, których nie chcę czytać, bo przypominają mi o czymś o czym nie chcę myśleć, ale jednocześnie nie usunę ich bo przypominają mi o czymś o czym nie chcę zapomnieć.
Kolejny raz się zjebało, kolejna kłótnia, której wcale nie chciałam. Kolejny raz o mały włos nie straciłam przyjaciela. W sumie ciągle tracę osoby, które są dla mnie ważne. Już się do tego przyzwyczaiłam. Pewnie gdybyśmy przestali już pisać zostałyby mi już tylko wspomnienia, które zresztą są zajebiste. Ciekawe czy on też tak myśli. Szkoda, że po prostu czasem nie umie powiedzieć mi tego wprost. Wiem, że muszę mu ufać, bo jest moim przyjacielem. I wiem, że kolejny raz trzeba wszystko naprawiać, ale wiem też, że warto. Boję się tylko, że to już nie będzie to samo, po tylu nieprzyjemnych słowach, które padły w obie strony, że nasze rozmowy już nie będą takie same, że to wszystko zacznie go nudzić, że ja zacznę go nudzić, że już nie będzie się cieszył jak dziecko tak jak kiedyś z tego, że z nim piszę. Wiem, że jest moim przyjacielem i wiem, że to wszystko powinno go cieszyć i może cieszy, ale może z czasem ta radość będzie coraz mniejsza, bo zacznie mieć mnie dość, że mnie znienawidzi za to jaka jestem, za to, że mam taki trudny charakter.
Zastanawiam się co się stało z tą przyjaźnią, z nami, ze mną. Jak to się stało, że dopuściliśmy do tego, by to wszystko tak się potoczyło? Dlaczego pozwoliliśmy sobie na te wszystkie kłótnie, na te nieprzyjemne słowa? No właśnie, jak to się stało, że nagle zaczęliśmy się tak do siebie odzywać? Owszem bywają kłótnie w przyjaźniach, ludzie się kłócą, jednak nie chodzi o to w tych kłótniach, by sprawiać sobie nawzajem przykrości, nie ważne czy duże czy małe. Jak do tego doszło, że to wszystko zaczęło się niszczyć? Dlaczego zamiast normalne rozmawiać tak po prostu skaczemy sobie do gardeł? Dlaczego nie potrafimy nad tym zapanować? Jak to możliwe, że kiedyś potrafiliśmy rozmawiać, potrafiliśmy się dogadać bez zbędnych kłótni a teraz spokojne rozmowy zastąpiły kłótnie? Dlaczego nie potrafimy się dogadać? Dlaczego wszystkie pytania lub spokojne rzeczy od razu doprowadzamy do kłótni? Dlaczego nie potrafimy rozmawiać jak przyjaciele tylko jak wrogowie? Dlaczego zamiast wpadać w złość albo milczeć po prostu nie odpowiedzieć na wszystko co nas nurtuje? Dlaczego po prostu nie spróbować odbudować tego co było kiedyś? Nie mówię, że się uda, ale mogę powiedzieć, że zawsze warto próbować. Nie tak wygląda przyjaźń. Przyjaźń to wzajemny szacunek.










