Zamarłam, prowokując serce do wolniejszego bicia. Powołałam szybszy oddech, który zagłuszał mi rozsądne myśli. Serce - kawałek niezdarnego mięśnia, kołaczące gdzieś w środku. Tętno odbijające się echem każdego z zakamarków ciała. Ból - rozprzestrzeniający się coraz bardziej z każdym ponownym zaczerpniętym powietrzem. Upadam, bo wspomnienia są dla mnie zbyt ciężkie.
Uczucie wyżerającej tęsknoty sprawiało, że z dnia na dzień stawałam się mniej wyraźna. Bladsza, chudsza, z zanikającym uśmiechem. W przenośni, bo cały ten ból siedział wewnątrz mnie. Kryłam się pod uśmiechem i ciągłym zabieganiem. To jakby chcieć oszukać czas i wiedzieć że to całkowicie niemożliwe. Tymczasem ten cały ból dalej gnieździ się we mnie i z dnia na dzień rozwija się coraz bardziej. Wzbudza tęsknotę, która momentami całkowicie nie pozwala mi oddychać.
Nigdy Cię nie było. Nie było Cię, gdy tak bardzo potrzebowałam chociażby samego Twojego widoku. Mógłbyś stanąć naprzeciwko mnie i nawet na mnie nie spojrzeć. Byłbyś na wyciągnięcie ręki w zasięgu wzroku. Czułabym Twoje ciepło bliżej niż kiedykolwiek. Wyłapywałabym każdy ruch Twoich źrenic, bo nawet nie wiesz jak bardzo potrzebna mi jest Twoja obecność. Tymczasem Twoja sylwetka zamienia mi się w cień na ścianie. Giniesz, zanikasz, jak ciemność każdego ranka. Nie ma Cię, a pokój znów wypełnia głucha cisza.
Mam dość gonienia niedoścignionego celu. Jest marzeniem bez końca, do którego i tak nigdy nie trafię. I nie, to nie jest wcale tak, że ja poddaje się bez walki. Walczyłam, próbowałam, czekałam półtora roku. Dziś uważam, że to już zbyt długo, by dalej żyć nadzieją. Dlatego odchodzę już któryś raz tym razem jednak na zawsze.
Zegar wybija dziesiątą. Niebo tego wieczora jest bardzo gwieździste. Gwiazdy święcą mi na przemian. Przez chwilę myślę, że chcą przekazać mi jakiś znak. Może tęsknisz? Nie, przecież to niemożliwe. Pewnie nawet nie spoglądasz teraz w niebo. Zatrzymuję w gardle przekleństwa. Odsuwam krzesło i siadam. Ręce mi się trzęsą. Sięgam wzrokiem po kieliszek który stoi na drugim końcu stołu. "Przestań być żałosna" - szepcze sama do siebie. Chyba tęsknie. Chyba? Przecież to oczywiste, ale strach przyznać mi się nawet przed samą sobą. To oznaczałoby skończoną wojnę, przegraną walkę o lepsze życie o stare marzenia. Chowam twarz w dłoniach. Kolejny raz przyszło łykać mi gorzkie łzy tęsknoty.
Siedzę sobie skulony przez laptopem. Patrzę na tą klawiaturę, którą zalewam swoimi łzami. Powinno mi być wstyd. Tak płaczę, ale co mam zrobić? Przecież nie odejdę stąd na zawsze. Mam przyjaciół, którym to wczoraj obiecałem. Obiecałem, że będę się trzymał i podawał Tobie dłoń, nawet jeśli Jej nie dotkniesz to nie rozpłynę się. Będę snuł znowu nasze plany i czekał. Wiesz jakie to już trudne się staje? Nikt nie chce słuchać moich marzeń z Tobą związanych. W głębi serca myślą o mnie jak o naiwnym dzieciaku, któremu wmówiono miłość. Od początku wiedziałem w co się wpakowałem, ale przecież dla mnie walczenie o Ciebie było wspaniałe. Mogłem się wykazać w tym trudnym celu. Dopiąłem swego, a później nagle straciłem skarb sensu życia. Teraz jest mi z tym ciężko, ale dalej nie umiem. Zrozum wszystko, a ja jak dawniej codziennie będę Ci przynosił kwiaty.
Ktoś zapytał mnie kiedyś jaki jest sens w płakaniu. Ja to wiem i bliskie mi osoby też doskonale się na tym znają. I kto nigdy na prawdę nie płakał i kto nigdy nie cierpiał nie zrozumie jak bardzo boli każda kolejna łza. Jak z każdą łzą odpływa kawałeczek nadziei. I nikt nie zrozumie ile znaczy każda rozmowa i jaką wagę mają poszczególne słowa, nikt kto nie był na skraju przepaści i nie poczuł, że powoli spada. Kto nie utracił choć na chwilę poczucia godności, kto nie wie co to znaczy nienawidzieć siebie i nikt kto patrząc w lustro nie miał uczucia, że patrzy na złudzenie. Nie zrozumie nigdy, co to znaczy płakać i być smutnym. Żeby to zrozumieć trzeba to poczuć. Tak wielu nie potrafi czuć.
Gdzie byłaś kiedy miałam dwa miesiące i leżałam chora w szpitalu ? Gdzie byłaś, kiedy zaczęły wyrastać mi ząbki ? Gdzie byłaś, kiedy mimo trudu robiłam pierwsze kroki ? Gdzie byłaś w moje pierwsze urodziny ? Gdzie byłaś kiedy spadł pierwszy śnieg w moim życiu a ja potrzebowałam kogoś, kto pójdzie ze mną lepić bałwana ? Gdzie byłaś kiedy potrzebowałam, by ktoś mnie przytulił na dobranoc ? Gdzie byłaś kiedy pierwszy raz przekroczyłam progi szkoły ? Gdzie byłaś kiedy pierwszy raz się zawiodłam i trzeba było otrzeć moje łzy ? Gdzie byłaś kiedy zaczęłam dorastać ? Gdzie byłaś przez całe moje dzieciństwo . . . mamo ?
Mam wątpliwości. Wątpię w życie. Nawet już łez mi szkoda, bo szczęście innych jest nieszczęściem drugich. W takich chwilach topnieje cały lód w moim sercu. Wzruszenie sprawia, że mój nastrój polepsza się z minuty na minutę. Wiecie dlaczego? Nagle zdaję sobie sprawę, że jeśliby zapytać tych wszystkich ludzi czy są szczęśliwi to połowa z nich natychmiast zalałaby się łzami. Nasze życie to poszukiwania, które już nie posiadają celu.
Nie wstydzę się uczuć, nie wstydzę się tego, że mi ich brak. Emocje wypełniają mnie od stóp do głów, są moimi drogowskazami do samozagłady, a mimo to ciągle ich pragnę. Nie mam czasu na szukanie szczęścia, nie mam czasu, aby żyć chwilą. Żyję momentami. Jednym, drugim, trzecim. Potem zapominam, resetuję się i egzystuję jak wcześniej czyli nijak.
Pamiętaj o Nim, pamiętaj o tym, by go kochać, pamiętaj, że za dziesięć lat gdy wydobędziesz adres tej strony z zakamarków pamięci masz nadal kochać tylko jego, masz być już tylko jego, pamiętaj, że większość wpisów tutaj jest nim inspirowana, że całe Twoje pisanie jest nim inspirowane, a tak naprawdę to całe Twoje jebane życie jest nim inspirowane, pamiętaj o tym by zawsze się starać, pamiętaj, że nic nie jest dane z góry na zawsze, pamiętaj co czułaś, gdy odchodził i co czułaś gdy wracał, pamiętaj o jego ustach, włosach, zapachu, mimice, o jego wszystkim, pamiętaj kurwa o tym, że tylko jego kochasz naprawdę, pamiętaj że to jedyną rzecz w życiu której nie możesz pozwolić sobie spieprzyć, pamiętaj, bo widzę, że zaczynasz zapominać. Ode mnie do mnie.
Idziesz z kimś, wydawało by się z kimś najważniejszym, przez swoje życie, nagle stajecie na rogu dobrze znanej wam ulicy, bo przecież chodzicie tędy co dzień, jednak okazuje się, że każde z was chce iść w inną stronę i jeśli żadne z was nie poświęci swojej dumy i swojego ego, to wszystko co tworzyliście rozpieprzy się od tak. Jedno małe nieporozumienie dotyczące dalszej drogi, jest w stanie skreślić tak po prostu skreślić wszystkie wasze wspólnie spędzone dni.
Bywają takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy, które są wstanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat. Nie możemy ich przewidzieć. Nie możemy się na nie przygotować. Czyhają gdzieś na nas, zapisane w łańcuchu pozornych przypadków, nieuchronne jak świt po ciemności.
A wieczorami wtulając się w poduszkę, zamykam oczy, staram się oszukać własną podświadomość. Przypominam sobie zapach twego ciała, ciepło dłoni. To nie takie trudne, od kiedy pozwoliłeś poznawać się kawałek po kawałku, tak powoli zadurzając się coraz bardziej. Wyobrażam sobie ciebie obok, smak Twych ust, które tak bardzo uwielbiałeś zatapiać w moich łącząc je w jedną całość. Ramiona, w których budziłam się każdego dnia, i ten cudowny uśmiech zadedykowany tylko dla mnie.
Dzisiaj włączyłam jedną piosenkę. tą moją ukochaną, która towarzyszyła mi przez całą zeszłoroczną jesień i początek zimy. Pamiętam jak w chłodne popołudnia po szkole uciekaliśmy do pobliskiej knajpki na gorącą pizzę. Kłóciłam się z nim o miejsce przy ciepłym kaloryferze. W rezultacie i tak mocno mnie do siebie przytulał ogrzewając mnie sto razy lepiej i bardziej. Ciągle się śmialiśmy, wygłupialiśmy, prowadziliśmy długie rozmowy i nawet nie zauważaliśmy, kiedy już trzeba było się żegnać. Nie chciał mi podawać kurtki, która wisiała tuż koło niego ale i tak kazał mi zapinać się pod samą szyję i poprawiał szalik. Wychodziliśmy, kiedy na dworze było już ciemno. Pozwalał mi trzymać go mocno za ramię, kiedy przechodziliśmy przez nieoświetloną część parku . Zawsze wtedy mnie straszył, że ktoś się chowa za drzewami albo za nami idzie. Żegnał mnie buziakiem i znikał wbiegając po schodach do autobusu. Zostawiał mnie z tą piosenką w słuchawkach, ze stęsknionymi już ustami, dłońmi i sercem.
A oni ? Zupełnie inaczej niż my. Oni zakochują się przypadkiem. Czasem nawet nie wiedzą, że to już, a może po prostu nie chcą wiedzieć. Wmawiają sobie, że są gatunkiem, który zdobywa i zostawia. Ale gdy już strzała amora ich trafi potrafią być naprawdę wspaniali. Robią rzeczy, o których nigdy by nie pomyśleli, są cholernie zazdrośni i bardzo im zależy. Mają plany co do waszego wspólnego życia, a wszystkie inne dziewczyny przestają jakby istnieć. Wydaje się, że dla ciebie mogli by zabić .
Wiesz co? To prawda, nikt nie będzie się uśmiechał tak jak Ty, nikt nie będzie umiał mnie rozbawić tak jak Ty, nikt nie spojrzy mi w oczy tak jak Ty, ale pocieszam się tym, że może kiedyś, Ty poznasz kogoś kogo pokochasz tak mocno, jak ja pokochałam Ciebie, a on złamie Ci serce. Pocieszam się też tym, że wierzę (może to nie wiele), że kiedyś spotkam kogoś takiego kto będzie miał dla mnie najpiękniejszy uśmiech na świecie, będzie mnie umiał rozbawić najlepiej na świecie, spojrzy mi w oczy, w sposób jaki Ty tego nie robiłeś i zostanie ze mną na zawsze.

















Fajne , fajne , fajne. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ; http://loveandkissmee.blogspot.com/
Zostaw jakis ślad po sb . :)